Pewnie nie będzie moim usprawiedliwieniem, że zmieniłam pracę, byłam zajęta itd, a potem nie miałam dostępu do netu, prawda?
A więc nadrabiamy zaległości.
Najpierw chciałam Wam pokazać, co moja mama miała w ogródku przy końcu października, ot tak w ramach epoki lodowcowej:
No i żeby ie było, ze się obijam i nic nie robiłam przez ten czas, to chciałam pokazać część moich przedświątecznych wyrobów- wszystkie mają nowych Właścicieli, wszystkie mam nadzieje będą lubiane i noszone. Strasznie to przyjemne zobaczyć, jak broszka, czy kolczyki kogoś zdobią, a świadomość, że moje i że ciężko ukulane... bezcenne!
A co się będę rozdrabniać...
No! to 1/3 tego, co zrobiłam. Na razie.
W ramach "przymusowego" rozwoju ( za który mimo wszystko Oldze dziękuję, żeby nie było, że się nie rozwijam, także gift sówkowy- robiony na mokro i sucho, w pionie i w poziomie, ze łzami w oczach i z pokłutymi dłońmi, ale efekt przezabawny :)
Malinki też bym zjadła... moja mamcia zaserwowała mi już w słoiku :) a "kulawe boby" zajebiste :) Ty to masz talent artystyczny :)
OdpowiedzUsuń